NKWD w Jaworze
Widoczny na zdjęciu budynek przy skrzyżowaniu ul. Cichej i Strzegomskiej był w 1945 r. siedzibą jaworskiego oddziału sowieckiego NKWD (Ludowy Komisariat Spraw Wewnętrznych). Starsi Czytelnicy doskonale wiedzą, co kryło się za tym złowieszczym skrótem. Młodszym przypomnę pokrótce, że NKWD było dla komunistów głównym narzędziem terroru wobec własnego i podbitych narodów. Prowadziło obozy koncentracyjne. Pilnowało nastrojów w armii, bezwzględnie i krwawo rozprawiając się z najmniejszymi, rzeczywistymi czy urojonymi, próbami podważenia obowiązującego porządku. Enkawudziści niejednokrotnie strzelali do własnych żołnierzy, którym np. zdarzyło się cofnąć pod ogniem przeciwnika. Na terytoriach podbitych to właśnie NKWD zwalczało ruch oporu. Skąd w 1945 roku w Jaworze wzięło się NKWD? Na pewno przyszło razem z frontem. Zostało w Jaworze kilka (kilkanaście?) miesięcy. Początkowo jego siedzibą był właśnie ten budynek. W owym czasie znajdował się w nim również sztab sowieckiego garnizonu, który z czasem przeniósł się do koszar. Świadkowie wspominają, że dowódcą jaworskiego NKWD był oficer w stopniu majora. Jakie były zadania tej jednostki? Tego dokładnie nie wiemy. Na pewno kontrolowali własne oddziały na tym terenie. Wspomniany major było ponoć znany z brutalnego traktowania żołnierzy przyłapanych na rabunkach czy gwałtach. Starał się też współpracować z polskimi władzami. Jeden ze świadków wspomina, jak złapanego na gorącym uczynku szeregowca „prał po pysku” przy Polakach. Zwyczajowym zadaniem NKWD była w takich okolicznościach kontrola miejscowej ludności (zarówno niemieckiej, jak i polskiej) i tropienie wszelkich prób oporu przeciwko Armii Radzieckiej. Być może enkawudziści ścigali również niedobitki wojsk niemieckich kryjące się w okolicznych lasach na terenie Pogórza.
Bardzo ciekawe historie. Kopalnia wiedzy o Jaworze to mało powiedzione. Podziwiam wiedzę autora i por z jakim buduje historię miasta i okolic. Wracając do NKWD swego czasu pracowałem z gościem który opowiadał mi jak właśnie NKWD wpadało do wsi Luboradz. A było to tak. Pewna kobiecina handlowała tam bimbrem i jak to po wojnie był to handel wymienny. Ruscy żołdacy lubili sobie wypić, więc postanowili zabrać babie cały bimber i to co nadawało się do jedzenia. Kobieta zgłosiła to do zwierzchników i przyjechało NKWD lub SMIERŻ. Kobiecina nawet nie przepuszczała co nastąpi. Zwołali wszystkich ruskich żołnierzy a ona pokazała którzy to byli, myślała że ukarają ich dyscyplinarnie , ale oni ich ustawili pod luboradzkim zamkiem i na miejscu rozstrzelali. Potem miała ponoć całe życie wyrzuty za tych młodych czerwonoarmiejców. Historia autentyczna.
OdpowiedzUsuńZa tym domem co jest na zdjęciu od strony podwórka leży ponoć jakiś rozstrzelany ruski żołnierz, wiem to od starych lokatorów którzy już nie żyją. Dokładne miejsce jest mi znane z przekazu.
D.J.K.