Para mieszczańska z pierwszej połowy XV wieku.
Rys. Braun&Schneider.
Jodok Lowtirbach.
Rządził. Jaworem tylko trzy roczne kadencje: w 1421, 1424 i 1427 r. Zapisał się w historii miasta przede wszystkim jako burmistrz roku 1427 - czasu pierwszego wielkiego najazdu husytów. W kwietniu 1427 roku z terenu Łużyc uderzyła na Śląsk potężna czeska wyprawa (około 14 tysięcy zbrojnych i kilkaset wozów bojowych) dowodzone przez sławnego Prokopa Łysego. W połowie maja husyci zdobyli Lubań. Następny padł Lwówek Śląski. W tym czasie rycerstwo i najemnicy księstw świdnicko – jaworskiego i legnickiego zbierali się pod Złotoryją. Morale tych oddziałów było tak złe, że rozbiegli się na wieść o nadchodzących Czechach.
30 maja po krótkim oporze padła Złotoryja. W tym momencie Jawor „wygrał” swój los. Gdyby Złotoryja skutecznie się obroniła byłby następnym celem husytów – znacznie silniejszych liczebnie, karnych i zdeterminowanych, doświadczonych i prowadzonych przez jednego z najlepszych wodzów tamtej epoki.
Wobec groźby czeskiego ataku Jaworze poczynili odpowiednie przygotowania do obrony. Najprawdopodobniej dowodził nią ówczesny burmistrz Jodok Lowtirbach. Kwestią dyskusyjną jest obecność w mieście starosty Albrechta von Colditza. Z podległymi sobie rycerzami zapewne pomaszerował na koncentrację pod Złotoryją. Czy po haniebnej klęsce powrócił do powierzonego sobie miasta, czy tak jak wielu innych uciekł do Legnicy? Tego nie wiemy. Zapewne niewielu rycerzy wzmocniło załogę Jawora. Inni albo uciekli, albo zostali w swoich zamkach. Burmistrz Lowtirbach, jak to zwykle czyniono w takich wypadkach, powołał pod broń pospolite ruszenie cechów rzemieślniczych. Każdy z nich miał własny arsenał i powierzony sobie odcinek murów, lub bramę, których miał bronić w razie oblężenia. Średniowieczne miasta w razie zagrożenia często wynajmowały najemników. Jawor był miastem stosunkowo bogatym, więc burmistrz mógł zaciągnąć jakiś oddział.
Kiedy potwierdziły się wiadomości o nadchodzących husytach spalono przedmieścia i zamknięto bramy. Jawor był gotowy do obrony, choć zarówno zbrojni, jak i zwykli mieszczanie mieli wszelkie podstawy, żeby spodziewać się wszystkiego najgorszego. Czesi słynęli z okrucieństwa i skuteczności w walce. Sława ich niezwyciężonego wodza też nie dodawała Jaworzanom wiary we własne siły. Mieli jednak to szczęście, że oddziały Prokopa nadeszły objuczone wielkimi łupami i licznymi jeńcami. Szli do domu syci zdobyczą i krwią. Szturm na dobrze umocnione miasto byłby niepotrzebnym ryzykiem. Nie próbowali nawet ataku z zaskoczenia – co pośrednio świadczy o dobrym przygotowaniu obrony. Być może zaproponowali mieszczanom odstąpienie za okup („wypalne”). To się zdarzało wcześniej i później, ale nie mamy żadnej informacji potwierdzającej taką umowę w tym przypadku.
Husyci mimo wszystko nie odmówili sobie zdobycia zamków Reibnitzów we Wiadrowie (padł po bohaterskiej obronie) i w Kłaczynie. Czeski kronikarz zanotował, że „nikt nie śmiał im w tym przeszkodzić”. Może zabrzmi to cynicznie, ale taka postawa bardzo dobrze świadczy o rozsądku dowódców obrony. Przez pochopnie poprowadzony wypad niecały miesiąc wcześniej załamała się obrona Lubania. Rycerze z Wiadrowa i Kłaczyny sami wybrali swój los, pozostając wobec potężnego przeciwnika w małych, z góry skazanych na zagładę zameczkach. Jaworzanie mogli tylko biernie patrzeć, jak giną w beznadziejnej walce. Husyci „zrobili swoje” i przez Bolków odeszli do Czech.
Jodok Lowtirbach nie był ani wielkim budowniczym, ani bohaterem wojennym. Przygotował miasto na największe zagrożenie w jego dotychczasowej historii, i zdał ten egzamin znakomicie. Był po prostu właściwym człowiekiem na właściwym miejscu we właściwym czasie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz