Nasze działania

środa, 28 września 2011

Bunt rzemieślników 1516 r.

Niemiecki patrycjusz i szlachcic z 1 połowy XVI wieku.
Rys. Braun & Schneider.


Sprawowanie władzy niesie w sobie wielkie pokusy. Nie każdemu starcza siły i pokory, by im się oprzeć. Historia Jawora zachowała pamięć o dniach, kiedy to nie mający umiaru nepotyzm władzy zjednoczył w gwałtownym proteście nawet najbardziej dotąd podzielonych. Ulice naszego miasta widziały gwałtowne zamieszki, oblężenie ratusza a później krwawą kaźń przywódców opozycji.
Było to Roku Pańskiego 1516… Jawor przełomu XV i XVI wieku przypominał bogato zdobiony kocioł z wrzącą zawartością. Życie wewnętrzne miasta od wielu lat determinowała walka o wpływy między rzemieślniczymi bractwami cechowymi a rządzącą elitą najbogatszych rodzin kupieckich.  Ówczesne cechy z organizacji wspierających emancypację i rozwój stały się niestety ostoją gospodarczego zacofania i wyzysku. Prawo zapewniało majstrom na terenie miasta całkowity monopol w ich specjalnościach - co, jak się łatwo domyśleć, miało fatalny wpływ na jakość i poziom techniczny własnej produkcji. Zarządzenia wewnętrzne cechów zaprowadzały także monopole cenowe w poszczególnych branżach. Oczywiście w dłuższej perspektywie stale ograniczało to rynek wewnętrzny i uderzało przede wszystkim w zyski samych monopolistów.
Utrzymywanie stałych, wysokich cen na produkty spożywcze dodatkowo powodowało ciągłe niepokoje wśród pospólstwa. Jakby tego było mało majstrowie za wszelką cenę blokowali usamodzielnianie się czeladników, przedłużając bez końca okres terminowania, uchwalając zaporowe opłaty za „wyzwolenie” czy niebotycznie wysokie kryteria majstersztyków. Bezlitośnie wykorzystywana czeladź buntowała się a skłócone i coraz biedniejsze cechy stopniowo traciły swoją pozycję, przegrywając z przejmującymi władzę najbogatszymi kupcami.
Już w połowie stulecia rajcy uzyskali praktyczną kontrolę nad cenami i jakością wyrobów rzemieślniczych. Wywołało to oczywiście zaciekły opór starszyzny cechowej. Spór rozstrzygnął król Maciej Korwin wydając w 1467 roku edykt popierający działania Rady Miejskiej. Klęska cechów, mająca w sumie dobroczynny wpływ na gospodarkę miasta, niestety niewiele nauczyła rządzących kupców. W miejsce jednego monopolu zbudowali drugi. Władza nad miastem stała się domeną kilkunastu najbogatszych rodzin. Potęgę patrycjatu umocnił jeszcze przywilej króla Władysława Jagiellończyka, który w 1508 roku nadał prawo wolnego wyboru Rady Miejskiej, ściśle ograniczone jednak cenzusem majątkowym do najbogatszych kupców. Stworzyło to układ będący chyba marzeniem każdej grupy „trzymającej władzę” – wybierali sami siebie. Nie wszystko wyglądało jednak idealnie. W miejsce odsuniętych od polityki cechów pojawił się nowy konkurent – stale rosnąca klasa średnia.
Sytuacja drastycznie zaogniła się w 1516 roku. Rada Miejska odebrała cechom prawo do ustalania wysokości „wpisowego” oraz określania zasad sporządzania i oceny majstersztyków. Był to bardzo dotkliwy cios w prestiż majstrów, tak bardzo przywiązanych do wielowiekowej tradycji. Co ciekawe decyzje te, choć wyraźnie popierały interesy cechowej czeladzi bynajmniej nie spotkały się z jej poparciem. W ówczesnym Jaworze powszechne musiało być przekonanie, że władza stała się domeną prywaty nie oglądającej się na interes społeczny. Coś musiało bardzo ostro szwankować w elementarnej komunikacji między władzą a społeczeństwem, skoro nawet racjonalne na dłuższą metę decyzje uważano za polityczny nepotyzm. Choć miasto dosłownie kotłowało się od politycznych emocji rajcy zachowywali się jak klasyczni monopoliści – ślepi, głusi i przekonani że na swoich stołkach siedzieć już będą na wieki wieków.
Przysłowiową iskrą rzuconą na beczkę z prochem okazał się nowy podatek, który za sprawą namiestnika Śląska, księcia legnicko–brzeskiego Fryderyka II objął wszystkich mieszczan. Rozłożono go na 6 lat a uzyskane w ten sposób pieniądze miały być przeznaczone na utworzenie oddziałów zwalczających trapiące prowincję rozboje drogowe. Opozycja natychmiast uznała całą sprawę za nowe nadużycie władzy. Rzemieślnicy zwołali wiec, na którym spisano listę żądań, domagając się przede wszystkim przywrócenia cechom ich dawnych praw. Wybrano najstarszych mistrzów: Georga Kynsberga, Simona Langego oraz Martina Selera, którzy udali się do ratusza by przedstawić Radzie Miejskiej postulaty wiecu.
Rajcy nie bawili się jednak w żadne dyskusje i wtrącili delegatów do lochu w wieży ratuszowej. Na wieść o tym w mieście wybuchła otwarta rebelia. Starszyznę cechową poparła czeladź i pospólstwo, tradycyjnie nieprzychylne każdej władzy. Doszło do formalnego oblężenia ratusza. Wobec takiego rozwoju sytuacji do akcji wkroczył królewski starosta Konrad von Hochberg. Jego pisarz Kristof Hertwig (pozostawił obszerną relację o całej sprawie) podjął się mediacji między Radą a buntownikami. Delegatów ostatecznie uwolniono. Rajcy jednak nie odpuścili. Wykorzystując chwilowe uspokojenie nastrojów poprosili o pomoc królewskiego namiestnika. Książę Fryderyk zagroził wprowadzeniem do miasta swoich oddziałów i krwawą rozprawą z buntownikami, jeśli Rada Miejska wcześniej nie poradzi sobie z całą sprawą. Mieszczanie doskonale zdawali sobie sprawę, że nie są w stanie obronić się przed książęcymi najemnikami i wspierającą poczynania Rady miejscową szlachtą. Buntownicy złożyli broń i natychmiast rozpoczęły się represje.
Kynsberg i Lange zostali aresztowani. Skazano ich na ścięcie toporem (miecz przysługiwał tylko szlachetnie urodzonym). Egzekucja odbyła się na rynku przed ratuszem. Selera i siedmiu innych ułaskawiono i skazano na wygnanie. Wieść gminna głosiła później, że uratował życie dzięki zeznaniom obciążającym towarzyszy oskarżeniem o czynny zamach na życie rajców (przez co skazano ich na śmierć). Oczywiście polityczna zemsta spadła też na same cechy. Starszyznę pozbawiono prawa wyborczego i utrzymano dyskryminujące cechy prawa oraz obciążenia podatkowe. Jedynym ustępstwem patrycjatu były koncesje polityczne na rzecz plebsu. Jego przedstawiciele brali odtąd udział w posiedzeniach Rady Miejskiej, choć ich rola była raczej dekoracyjna a możliwości realnego działania bardziej niż skromne.
Ocena skutków zamieszek, zwanych później buntem rzemieślników, nie jest sprawą prostą. Cechy utraciły definitywnie swoją rolę gospodarczą i polityczną. Dla gospodarczego rozwoju miasta i regionu miało to skutki zdecydowanie pozytywne. Rządząca elita musiała też wyciągnąć jakieś wnioski z tej krwawej tragedii i choć trochę zmienić styl sprawowania władzy, skoro w tak burzliwym stuleciu nie słychać już w mieście o większych zaburzeniach (poza niepokojami na tle religijnym). Wkrótce nadeszła Reformacja i związane z nią istotne zmiany moralności życia publicznego.  Długie lata pokoju i rządy ludzi, którzy pamiętali, że władza musi być przede wszystkim służbą dobru wspólnemu, dały Jaworowi tak istotny w historii miasta „złoty” wiek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz